Forum Osada Fantasy... Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Dwie strony (opowiadanie)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Osada Fantasy... Strona Główna -> Ruiny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rathes Shilene
Pani Cienia



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ...z dawnego uśmiechu

PostWysłany: Nie 18:23, 14 Maj 2006    Temat postu: Dwie strony (opowiadanie)

- Co teraz, Saro? – Brązowowłosa, szesnastoletnia dziewczyna spojrzała na kobietę wyczekująco. Jej oczy, orzechowe i naiwne, były zmrużone – słońce świeciło tego popołudnia wyjątkowo mocno. Polana lśniła szmaragdowo trawami, brzęczała krążącymi leniwie pszczołami i pachniała lekką, zwiewną wonią świerków.
- Ruszamy dalej. Do wsi niedaleko – dojedziemy jeszcze przed zmrokiem.
- Nie to miałam na myśli.
- Wiem, Mae. Ale nie potrafię dać ci teraz innej odpowiedzi – Sara spojrzała w dal, przelotnie muskając wzrokiem dziewczynę. Mae była tak głupia, z całą swoją ufnością i wiarą! Pomyśleć, że od kilku miesięcy podróżowała z nią tylko dlatego, że uwierzyła w bajeczkę o potrzebującej pomocy kuzynce! Taak... Dziecinka wzruszyła się nawet, oczy zaszkliły jej się (przez co wyglądała na jeszcze mniej inteligentną, niż była w istocie), ba, uroniła kilka łez. Szepnęła ponadto, że podziwia ją, Sarę, za poświęcenie z jakim dąży do wyciągnięcia z tarapatów osoby, której, jakby na to nie patrzeć, nie zna tak dobrze. Zaofiarowała się i wyraziła chęć pomocy w tym szczytnym celu. W ten sposób znalazły się w tym lesie. Kuzynka, twór wyobraźni Sary, niedługo powinna odejść ze świata żywych, przez co historia kobiety stałaby się jeszcze bardziej ckliwa. A Mae z pewnością wyłożyłaby pokaźną sumkę na piękny pogrzeb. Skąd smarkula miała złoto – tego Sara nie wiedziała. Ale też nie obchodziło jej to zbytnio. Ważne, że je miała, a co za tym idzie – mogła je stracić. W tym należało dopomóc Przypadkowi, zwanemu niekiedy Przeznaczeniem.
- Mówiłaś, że dawno nie miałaś żadnych wieści... Skąd więc wiesz, że nic się nie zmieniło? – Mae pochyliła się, zrywając źdźbło trawy i nawijając je na palec.
- Nawet gdyby – cóż mogłabym zrobić?
- Chociażby zawrócić...
Kobieta przywołała na twarz smutny uśmiech i spojrzała dziewczynie w oczy, z niemym wyrzutem.
- Nie zatrzymuję cię tu. Od początku twierdziłam, że niepotrzebnie się narażasz.
- Ja wcale... – urwała, zmieszana. – Przepraszam, Saro. Nie chciałam, byś pomyślała, że ja... Bogowie! Przecież sama chciałam jechać z tobą, pomóc ci w razie potrzeby...
- Wiem i dziękuję ci za to, kochanie.
- Nie, nie – to ja dziękuję. Przecież marny ze mnie pożytek...
„Racja, smarkulo. Mogłabyś, prócz płacenia za jedzenie i nocleg, zafundować mi jeszcze jakieś błyskotki” – pomyślała kobieta. Spuściła wzrok, jakby nie chcąc odpowiedzią na słowa dziewczyny urazić ją, a jednocześnie wzdrygając się przed kłamstwem.
Mae spojrzała w niebo i zmarszczyła czoło. Nieskazitelny dotąd błękit został przesłonięty przez ciemne chmury, zwiastujące burzę.
- Jedźmy już, Saro. Im szybciej będziemy na miejscu, tym lepiej.
Kobieta skinęła głową i skierowała konia w kierunku ścieżki ginącej w leśnej gęstwinie. O tak, smarkata z pewnością stanowiła problem. Trzeba było pozbyć się jej, w miarę szybko i z zachowaniem pozorów. Szkoda było jednak porzucić pozornie niewysychające źródło złota. Ale i na to musiała być jakaś rada...

***

Edgar odwrócił głowę, z uśmiechem przyglądając się Mae. Dziewczyna stała tuż przy drzwiach i z ożywieniem dyskutowała z wiejską kobieciną, trzymającą w ręce coś, co wyglądało jak pęczek pietruszki. Wnioskując z urywków rozmowy, mowa była o ziołach.
- Gdzie ty ją znalazłaś? – Mężczyzna odwrócił się do Sary. – Idealne połączenie księżniczki i wieśniaczki. Gdyby trochę ją podszkolić...
- Nawet o tym nie myśl. – Kobieta skrzywiła się. – To dziecko jest tak głupie, że...
- Dziecko? – przerwał jej, unosząc brwi. – O ile się nie mylę, jest od ciebie młodsza o niecałe cztery lata.
- Nie mylisz się. – Wydęła wargi i odrzuciła na plecy swoje długie, jasne włosy.
- Czyżbym dostrzegał w twoich oczach cień zazdrości?
- Och, zamilcz!
- A jednak... – Pokiwał głową z udanym rozczarowaniem. – Zawiodłem się na tobie, skarbie. Żeby pomstować na takie byle co, z powodu zwykłej, kobiecej zawiści...
Sara roześmiała się, z ledwo dostrzegalną ulgą.
- Stwierdzałam jedynie fakty – powiedziała, zwodniczo słodkim głosem.
- Oczywiście. Ale, wracając do ważniejszych spraw... Masz w związku z nią jakieś plany?
- To są „ważniejsze sprawy”?
- A coś prócz tego ciąży na twoim szlachetnym sercu? – Edgar uśmiechnął się szeroko. Sara zmoczyła usta w winie i zamyśliła się.
- Nie, raczej nie. Niemniej, dziękuję za troskę.
- Zawsze do usług. Nie oznacza, że nie możesz mówić o tym tutaj?
- Zgadłeś – kobieta przyjrzała mu się – czy może wiesz o moich problemach ze swoich hmm źródeł?
- I jedno i drugie.
- Jak zwykle – stwierdziła, krzywiąc się lekko. – Skoro jesteśmy już przy tym temacie... Dla kogo teraz szpiegujesz?
- Dla samego siebie. Chwilowo zawiesiłem działalność.
- Oczywiście. – Zaśmiała się, pewna, że kłamie. Mae, pożegnawszy się z rozmówczynią, stanęła niepokojąco blisko ich stolika, wyraźnie nie wiedząc, co z sobą począć.
- Twoja „wychowanka” się zbliża. – Edgar przejechał palcem po blacie stołu, obserwując Sarę z zainteresowaniem.
- I..?
- Przedstawisz mnie?
- Nie bądź śmieszny – prychnęła.
- W tym cały mój urok – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – To jak będzie?
- Błazen... – mruknęła, ale widząc, że Mae podeszła jeszcze o krok wstała i przywołała na twarz pogodną minę. – Kochanie, pozwól tutaj.
Dziewczyna stanęła przy stoliku, czując na sobie spojrzenie Edgara.
- Właśnie miałam cię zawołać... Pozwól, że ci przedstawię... Mój wieloletni – mężczyzna stłumił śmiech – przyjaciel, wierny druh, uczciwy towarzysz...
- Dość, Saro – przerwał jej. – Sądzę, że wystarczy tych pochlebstw. Pani... – Ujął dłoń dziewczyny i złożył na niej pocałunek, kłaniając się dwornie.
- ... Edgar. – dokończyła kobieta, starając się nie zgrzytać zębami, co wyszło jej z trudem. Mae, zaskoczona, zdołała jeszcze uśmiechnąć się kątem ust.
- Panie wybaczą na moment. – Mężczyzna skierował się ku ladzie, szepnął coś karczmarzowi i po chwili zniknął na zapleczu. Sara przeczesała ręką włosy i gestem zaprosiła dziewczynę, by usiadła.
- Dowiedziałaś się czegoś? – zapytała po chwili milczenia.
- Właściwie, nie. Ale zatrzymywanie się w tej wiosce nie jest dobrym pomysłem.
- Dlaczego?
- Kobieta, z którą rozmawiałam, mówiła coś o złodzieju. Podobno miejscowych nie rusza, ale podróżni powinni się mieć na baczności. Więc nie wiem, czy my..
- Nie ma obawy – przerwała jej. – Coś mi się wydaje, że od nas ten osobnik będzie się trzymał z daleka... w pewnym sensie. – Sara zaśmiała się.
- Skoro tak mówisz... – Mae wzruszyła ramionami.
Po kilku minutach Edgar wrócił, a kobieta odniosła wrażenie, że kieszenie jego płaszcza wybrzuszyły się nieznacznie. Daleka była jednak od komentarzy. Uśmiechnęła się lekko i powiedziała, pozornie niedbale:
- Wiesz coś może o problemach podróżnych z zachowaniem majątku w stanie nienaruszonym?
- Coś mi się obiło o uszy. Czyżbyś i ty miała z tym problem?
- Skądże. Tak długo, póki ty jesteś w pobliżu, nie martwię się o moje złoto.
„Bo go nie mam” – dodała w myślach. Uniosła kielich do ust.
- Twoje zdrowie. – Podniosła wzrok na mężczyznę i zamarła. Spojrzenie, jakim obdarzył Mae odczuła jak policzek. Jednym haustem wychyliła zawartość pucharu. Smarkula popamięta ją... Popamięta...

***

„...Od czasu, gdy dołączył do nas Edgar, minęło kilka tygodni. Sara dostała w tym czasie wieści, które... Mówiąc, że wstrząsnęły nią do głębi nie przesadziłabym. Ja także, widząc jej ból i cierpienie, nie mogłam pozostać obojętna. Ona... Tak bardzo ją podziwiam. Za dobroć, bezinteresowność...”
Sara uśmiechnęła się z zadowoleniem. Smarkula widziała jeszcze mniej, niż ona pozwalała jej widzieć. A wiec Mae była nie tylko głupia. Była kompletną, skończoną idiotką!
Kobieta rozejrzała się niezbyt uważnie, po czym wróciła do czytania.
„...poświęcenie, z jakim zapomina o samej sobie, przysługując się innym. Jest tak wyrozumiała! Przecież nie robię dla niej nic, a ona mimo to toleruje moją obecność. Chciałabym jednak, by mówiła więcej o sobie. Jej przeszłość musi być ciekawa. Aczkolwiek, nie spodziewam się odkryć w niej czegoś, co mogłoby zostać uznane za niemoralne. O nie. Sara od zawsze musiała być taka, jak teraz.”
Kolejna notatka była odrobinę dłuższa, ale mniej ciekawa (co oznacza, że o Sarze było tam niewiele).
„Jedziemy teraz przez Królestwo Lenth, o którym nie słyszałam nigdy nic dobrego. Cóż, zastałam właśnie to, czego się spodziewałam. Zamieszki, bunty... Rada nadużywa władzy, widzę to na każdym kroku. Wystarczy rozejrzeć się po okolicy, porozmawiać z ludźmi. To ostatnie, wbrew pozorom, nie jest łatwe. Wieśniacy, a tylko ich zdarza się nam spotkać, boją się zamienić z podróżnymi choćby kilka słów. Czyżby spodziewali się prowokacji? Z drugiej strony, w ich głowach takie myśli nie mają prawa się pojawiać. A więc ta niechęć do nieznajomych wypływa z czystej głupoty, może przyzwyczajenia. Nie wiem. Nie jestem pewna. Zresztą, to nieważne.
Mijamy spalone wioski, ciała porzucone na traktach. Lasy roją się od dezerterów. Kto z kim walczy? Tego nie wiedzą zapewne nawet bezpośrednio zaangażowani w potyczki. Faktem pozostaje, że sytuacja nie jest dobra. Nie jest nawet zła. Chaos, bezsens... Nic więcej.”
Jasnowłosa ziewnęła i straciła zapał do dalszego zapoznawania się z pamiętnikiem smarkuli. Idiotka najwidoczniej wymyśliła sobie jakąś wielka teorię, tylko po to, by udowadniać ją samej sobie. Bełkot bez ładu i składu. Ot, co!
Odłożyła plik kartek na jego miejsce po czym spojrzała w niebo. W tym samym czasie postać obserwująca ją zza drzew poruszyła się nieznacznie. W jej orzechowych oczach błyszczało poczucie wyższości i satysfakcja z odniesionego przed chwilą triumfu. Ale Sara nie mogła tego widzieć.
Okolica nie wyglądała tak, jak przystało na reprezentacyjne tereny Królestwa, choć właśnie tym była. Drzewa, niegdyś wysokie, silne i żywotne, teraz straszyły zaatakowanymi chorobą liśćmi i łamiącymi się gałęziami. Trawa zżółkła, rzeka śmierdziała ściekami wylewanymi do niej w mieście. Te zwierzęta, które nie uciekły w inne miejsce, pokazywały się rzadko. Zdziczały, a z braku pożywienia całkowicie podporządkowały się (teraz spaczonym) instynktom. Silniejsze zabijały słabsze, które niekiedy zdychały same z siebie, by zaoszczędzić wysiłku pobratymcom, lub po prostu z głodu i chorób (co było bardziej prawdopodobne, choć brzmiało mniej dostojnie). Jedynie niebo pozostało niezmienione. Fakt, że od czasu do czasu przysłaniały je dymy i dziwne opary, które pojawiały się niewiadomo skąd, nie miał większego znaczenia.
Edgar pojawił się po przeciwnej stronie polany bezszelestnie. Przyglądał się przez chwilę Sarze, po czym podszedł bliżej.
- Jak się podobały zapiski małej? – zapytał, stając przed nią i uśmiechając się bezczelnie.
- Nie wiem, o czym mówisz – prychnęła. Wzruszył ramionami.
- Proszę bardzo. Ale nie zapominaj o tym, że nie tylko ja mam oczy.
- Co ty... – zaczęła, lecz nie dał jej dokończyć.
- Następnym razem uważaj. Mae ukrywa więcej, niż można było przypuszczać. I nie jest głupia.
- Bredzisz – stwierdziła. – Wiem o niej wszystko. Rozumiesz? Wszystko! – prawie krzyknęła. Mężczyzna spojrzał na nią spokojnie.
- Nie podważam twoich kompetencji w zakresie odgadywania motywów każdego, kogo spotkasz na drodze, ale zastanów się. I nie zachowuj jak byle dziewka. Myśl. – Odwrócił się na pięcie i odszedł. Sara zagryzła wargi. A miało się udać! Przecież opracowała dokładnie każdy szczegół swojego planu! Widać wygranie jednocześnie dwóch bitew nie było możliwe... Ale... Przecież ona nie mogła przegrać!
- Mae! Zbieraj rzeczy, jedziemy dalej! – zawołała. Trzeba było działać.

***

Z przeciętej tętnicy bandyty trysnęła krew, a jego ciało bezwładnie opadło na ziemię. Trup spadł na stertę leżących już tam zwłok jak król opadający w miękkie poduszki. Królem jednak z pewnością nie był, a nawet gdyby, niewiele by mu to pomogło.
- Kurwa!!! – wrzasnęła Sara, odsuwając się ze wstrętem. – Mogłeś poczekać, aż się odsunę! – Spojrzała na swoją suknię, teraz całą we krwi i zatrzęsła się ze złości.
- Wybacz, ma pani, jednak honor zwlekać mi nie pozwolił po haniebnym tym...
- Nie obchodzi mnie twój honor – warknęła, wpadając mu w słowo. Edgar zaśmiał się i skłonił głęboko.
- Jeśli każesz – zamilknę, pani.
Mae stłumiła chichot, co przyszło jej łatwo. W tej chwili sporo dzieliło ją od beztroski i wesołości. Sara odetchnęła głęboko, chcąc się uspokoić. Niewiele obchodziło ją życie leżących teraz u jej stóp mężczyzn, ale gotowa była jednego z nich oszczędzić, byle nie zniszczyć sobie nowej kiecki. Teraz było za późno, a Edgar najwidoczniej nie miał zamiaru się nią przejmować. No tak, oczywiście. Mae. Wystarczyło kilka tygodni spędzonych w towarzystwie tej szmaty, a i on zaczynał traktować ją... Nie wiedziała, jak traktować, niemniej nie podobało jej się to.
- Co to za ludzie? I dlaczego na nas napadli? – Mae przyglądała się zbójom, a na jej twarzy malowało się... współczucie? Sara zaklęła.
- Czy to ważne? Kimkolwiek byli, już nie są – powiedziawszy to zaśmiała się paskudnie, nie zważając na cztery pary oczu wpatrujące się w nią z niedowierzaniem. A co! Mają ją za niewychowaną, niekulturalną i pozbawioną poczucia humoru dziewkę? Proszę bardzo. Spełni ich oczekiwania.
Smarkuli nie dało się ani pozbyć, ani ograbić. Próbowała już wszystkiego, jednak fortele, dotąd niezawodne, w tej sytuacji okazały się bezwartościowe. Tak samo sprawa miała się ze złotem. Sara gotowa już była uwierzyć, że Mae w jakiś magiczny sposób napełnia brzęczącymi monetami swoją sakiewkę. Innego wytłumaczenia nie było. Nie mogło być. Oznaczałoby to bowiem kompletną kompromitację. Złodziejka, która nie potrafi poradzić sobie z byle dzieckiem? Hańba.
Druga sprawa miała się niewiele lepiej, ale w tym wypadku miała wiele czasu. Nie musiała, ba, nie powinna się spieszyć. Więc, choć niepokoiła ja zmiana w zachowaniu Edgara i coraz częstsze ich nieporozumienia, nie dawała tego po sobie poznać. Nie przyjmowała tych faktów do wiadomości. Była pewna siebie, pewna zwycięstwa. A to podobno równoznaczne z wygraną.
- Dezerterzy. Armia Królestwa Lenth jest ponoć gorsza niż więzienie. Nie wiem jednak niczego na pewno, a sprawdzać osobiście nie zamierzam. – Edgar zignorował słowa Sary i uśmiechnął się do Mae, odpowiadając na zadane przez nią pytanie. – Dlaczego na nas napadli? To chyba oczywiste. Troje dobrze ubranych podróżnych, pozornie nie uzbrojonych, to doskonała okazja, by zdobyć kilka sztuk złota, nie narażając się przy tym zbytnio.
- Mmm... – mruknęła brązowowłosa, odwracając wzrok od ciał. – Zostawimy ich tutaj?
- A czego byś chciała? Urządzić im uroczysty pogrzeb, zaprosić kapłana? – wtrąciła Sara, jednak znów nie doczekała się żadnej reakcji.
- Nie widzę sensu w trwonieniu czasu na godny pochówek, lecz jeśli miałabyś przez to nie spać w nocy...
- Nie, nie... – Mae najwyraźniej próbowała nie widzieć krwi, odwracała się w nienaturalny wręcz sposób. – Ale jedźmy już.
- Dobrze. – Edgar spojrzał na Sarę z politowaniem, na co kobieta fuknęła.
- Czego ty ode mnie znowu chcesz?? Hę? – zapytała, nie siląc się na miły ton.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś się uspokoiła. Niepotrzebnie urządzasz przestawienie. Blondynka zaklęła i nie odpowiadając na jego słowa wskoczyła na siodło. Ruszyli wolno. Konie potykały się co krok, nieprzyzwyczajone do przemierzania przeszkód, często spotykanych na leśnej, wijącej się drodze. Trakt nie prowadził prosto przez las – skręcał, zawracał, zataczał koła. Zdawać się mogło, że gubi się wśród drzew, rosnących w tych okolicach jedno przy drugim, tworząc żywą, ruchomą zasłonę, drgającą w podmuchach wiatru. Mimo tych, pozornie dobrych, warunków cała przyroda milczała, strwożona. Chociaż miejsce to, w porównaniu do terenów, które mijali wcześniej, było stosunkowo w lepszym stanie, nijak nie nadawało się na przyjazny schron dla mieszkańców lasu. Nie dało się o tym zapomnieć.
Mae spojrzała w górę. Liście zasłaniały niebo, jedynie co jakiś czas błękitne oko ukazywało się w otwartych oknach szumiącego dachu. Wokoło panował chłód, lekki, przytulny i zadziwiająco przyjazny. Dziewczyna opuściła powieki.
- Nie śpij.
Edgar, niewiadomo jak, znalazł się obok niej, daleko w tyle zostawiając złorzeczącą Sarę. Uśmiech, praktycznie nie znikający z jego ust i teraz na nich trwał. Zadziwiające było, jak wiele mógł wyrażać. Raz lekki, prawie niezauważalny, a jednocześnie podstępny i gotowy do zabłyśnięcia nagle, by okpić nieopatrzne słowa, chwilę później stawał się szczery i prawdziwie wesoły. Nie można było przewidzieć jego kształtu, tak jak i Edgar był nieprzewidywalny. Była to wszak nieodłączna jego część, atrybut, równie ważny jak dla króla korona i berło.
- Zastanawiałam się jedynie – zaczęła dziewczyna – dokąd właściwie zmierzamy... Nie chciałam pytać o to Sary. Ostatnimi dniami dzieje się z nią coś niedobrego. Zapewne wiadomość o śmierci Annerty tak na nią wpłynęła – powiedziała smutno.
Edgar spojrzał na dziewczynę uważnie, starając się wyłapać fałsz na jej twarzy. Nie zobaczył jednak niczego, co podważałoby prawdziwość jej ostatnich słów.
- Możliwe. A dlaczego nie zapytałaś o to mnie? – zapytał, ze śmiechem. Prawdę mówiąc był jednak ciekawy, jakim kłamstwem tym razem zostanie poczęstowany.
- Wydawało mi się, że jesteś zajęty – nie chciałam przeszkadzać. – Mae spojrzała na niego oczami pełnymi naiwności.
- Nie przeszkadzałabyś – odparł gładko, choć miał ochotę przekląć siarczyście. Gdyby nie zauważył jej wcześniej z pewnością dałby się teraz nabrać na tę maskę. Była świetna. Idealna. Praktycznie nie do odkrycia, ale... Przez lata życia w ukryciu, gdy jego życie wisiało na włosku, nauczył się czujności. Nie ufał tej dziewczynie, co jednak nie wykluczało podziwu. Był pewien, że on sam nie zdobyłby się na tak wyszukane aktorstwo.
- Skoro tak mówisz... – spuściła wzrok, pozornie pełna niepewności. Po chwili jednak spojrzała na Edgara. – A więc? Gdzie jedziemy?
Mężczyzna zamyślił się, nie wiedząc, ile z prawdy może jej powiedzieć.
- Do stolicy – z tego, co wiem, Sara chce odwiedzić rodzinę – powiedział, uznając najwyraźniej, że na kłamstwa należy odpowiedzieć kłamstwem. Dziewczyna skinęła głową z uznaniem.
- To z jej strony tak miło... Nawet w tak ciężkiej sytuacji nie zapomniała o tym, co należy czynić.
Koń parsknął, przestraszony. Dopiero teraz Edgar zdał sobie sprawę, że przez dłuższą chwilę nie zwracał uwagi na drogę. Od pewnego czasu jakiś zapach drażnił go, jednak nie miał ochoty zastanawiać się nad jego pochodzeniem. Nagle mężczyzna zorientował się, że to, co czuje to swąd spalenizny.
- Czekaj! – Gestem nakazał dziewczynie, by się zatrzymała. Mae posłusznie wykonała polecenie, rozglądając się przy tym nerwowo.
- Czy nie wydaje ci się, że... – zaczęła, lecz urwała, nie dokończywszy zdania. Rozszerzonymi oczami wpatrywała się w pobliskie drzewo. Edgar spojrzał na nią, zdezorientowany.
- Armia Sedarii tu była... – szepnęła gorączkowo, gniotąc w rękach brzeg sukienki. Mężczyzna uznał, że lepiej nie pytać, skąd ona to wie. Owszem, również dostrzegł oparte o drzewo (bliżej mu nie znane) chorągwie. Ale to przecież nic nie znaczyło.
- Zawracajmy! – Mae świdrowała go wzrokiem, wyraźnie nad sobą nie panując. Postanowił to wykorzystać.
- Armia zapewne przechodziła tędy dawno. Poza tym, spotkanie z nimi przeżyjemy. – Uśmiechnął się olśniewająco. – Jesteśmy wszak zwykłymi podróżnymi.
- Byli tu kilkanaście godzin temu... spójrz na ślady... – dziewczyna mówiła półgłosem; zdawało się, że boi się szpiegów, czających za drzewami, czy też innego, równie niedorzecznego niebezpieczeństwa. – Oni... Nie możemy na nich wpaść! – podniosła głos. Edgar spojrzał na nią, starając się ukryć triumf.
- Pojedziemy dalej, Mae. Wolno. O ile są przed nami, skręcą na lepszą drogę, nim zdążymy ich dogonić.
- Ale...
Podjechał tak blisko, jak się dało, po czym położył jej dłoń na ramieniu. Spuściła szybko wzrok. Czyżby chciała ukryć panikę widoczną w oczach? A może powód był zupełnie inny? Edgar nie wiedział, choć w tej chwili oddał by wiele, by móc poznać odpowiedź na te pytania.

***

- Mała coś wie.
- Kretyn. – Sara ziewnęła i ostentacyjnie odwróciła głowę. Nie miała ochoty na wysłuchiwanie wymysłów Edgara. Wyraźnie zaszkodziła mu „nieczynność zawodowa”. Dawniej nie doszukiwał się inteligencji i celów u byle dziewki.
- Idiotka – odparł, przedrzeźniając jej ton. Kobieta odwróciła się szybko, wściekła.
- Czego znowu ode mnie chcesz?! Mam potakiwać? Proszę bardzo – mała coś wie. Czujesz się dowartościowany?
Mężczyzna wywrócił oczami.
- Zazdrość czy coś więcej? – zapytał spokojnie.
- Co? – Spojrzała na niego zdezorientowana.
- Pytam o powód twojej wrogości względem Mae. Nie oczekuję, że się z nią zaprzyjaźnisz i zaczniesz zwierzać ze swoich problemów sercowych – w tym miejscu uśmiechnął się szeroko - ale nie docenianie jej cech... dobrze ukrytych cech... to objaw głupoty. A za głupią nie uważałem cię nigdy.
- Smarkata denerwuje mnie, to wszystko.
- Czyżby? – Uniósł brwi. Sara machnęła ręką z lekceważeniem.
- Nieważne. Załóżmy, że masz rację. Co wie?
- Bezbłędnie rozpoznała chorągwie armii sedaryjskiej, a perspektywa spotkania z nimi spowodowała, że po raz pierwszy straciła swoje wieczne, doskonałe opanowanie.
- I co z tego?
- Nie wydaje ci się to dziwne?
- Nie. Zresztą, niech sobie nasza Mae będzie nawet zbiegłą morderczynią. Mało mnie to obchodzi.

***

Widok, który zastali kilka godzin później spowodował, że cała trójka zamarła. Wywrócone, palące się wozy można było potraktować jako lampy. W ciemnościach nocy ogień odcinał się wyraźnie, rzucając na trawy pomarańczowe, drgające światło. Krew była wszędzie. Ciała, niczym rozrzucony groch walały się, jedno obok drugiego. Niektórzy z ludzi żyli jeszcze, jednak była to raczej kara, niż nagroda. Dogorywali powoli, w bólu i skrętach wnętrzności, które oszczędzone zostały pozostałym. Szczęśliwi ci, którzy umarli od razu, nie czując nawet nadchodzącej Czarnej Pani! Ich śmierć była piękna, skonali wszak tak, jak na wojowników przystało – w walce.
Jęki tworzyły swojego rodzaju pieśń, hymn... Zawarte w nich było całe życie odchodzących, a także ich dusze, wołające o ratunek, błagające o śmierć. Oczy, szkliste, zaszłe mgłą lub zalane krwią sączącą się z niezliczonych ran, były otwarte, nienaturalnie wpatrzone w ciemne, gwieździste niebo. Byle wytrwać do końca... Jeszcze chwila... Jeszcze moment...
Jeden z mężczyzn zdobył się na wysiłek i spojrzał na postacie na koniach. Obojętnie zlustrował Edgara, Sarę... Gdy jego wzrok padł na Mae zdawać się mogło, że otrzymał kolejny cios. Schylił głowę i zmusił się do powstania. Nie miał jednak na to sił. Osunął się na kolana i zamarł, jakby w oczekiwaniu. Dziewczyna z rozszerzonymi oczami przyglądała się jego wysiłkom. Nagle zeskoczyła z siodła i podeszła do wojownika, krokiem dziwnie dostojnym i zupełnie obcym jej towarzyszom. Stanęła tuż przy rannym, wyprostowana, wyniosła.
- Pani... – wychrypiał mężczyzna z trudem, jakby każde słowo sprawiało mu ból. – Księżniczko moja...
Mae ani drgnęła, jednak z jej ust wypłynęły słowa, wypowiadane z nienaturalnym spokojem i wzniosłością.
- Spójrz na mnie.
Ranny pochylił głowę jeszcze niżej.
- Spójrz na mnie – powtórzyła dziewczyna.
Podniósł wzrok.
- Co się tutaj wydarzyło?
- Rzeź, pani... Rzeź... Armia Lenth zgromadziła siły, zaatakowali nas z zaskoczenia. – Zaniósł się ciężkim, rzężącym kaszlem.
- Dlaczego nasze wojska znalazły się na ziemiach obcego królestwa? – zapytała twardo.
- Zaledwie odział jeden...
- Pytam, dlaczego – ostry ton jej głosu wywarł pożądany skutek.
- Generał Tharet chciał odbić twierdzę na granicy... Gonili nas dni kilka... Nie udało się uciec.
Mae nie zadawała więcej pytań, czując zimną dłoń śmierci wyciągającą się ku wojownikowi. Nie mogłaby mu już pomóc.
- Za zasługi w boju, odwagę i poświęcenie, w imieniu Jego Wysokości Króla Verhira, nadaję ci tytuł szlachecki. Imię twe zostanie zapisane w kronikach, okrywając ród twój chwałą na wieki – powiedziała wolno. Nie znała słów, które powinna wypowiedzieć w tej chwili. Lecz nie było to ważne. Mężczyzna przez moment patrzył na nią, zaskoczony. Na jego ustach pojawił się uśmiech i tam już pozostać miał na zawsze.
Ciało bezwładnie opadło na ziemię.
Nie liczył się fakt, że słowa przez nią wypowiedziane były jedynie słowami, nie mającymi nigdy zostać wcielonymi w życie. Tylko to mogła dać bezimiennemu bohaterowi. Nic cenniejszego nie posiadała, a i w drodze, którą miał teraz przebyć, nie potrzebował ni złota, ni orderów...

***

Dalsza droga mijała w ciszy, nieznośnej i uporczywej. Choć pytania same cisnęły się na usta, to jednak żadne z nich nie mogło zostać wypowiedziane – trzeba by do tego odwagi, odwagi na zakłócenie dotychczasowej harmonii. A jej brakowało zarówno Sarze jak i Edgarowi. Mae najwyraźniej nie miała zamiaru ułatwić im zadania. Wyprostowana, zamyślona, była teraz jeszcze bardziej obca niż kilka godzin temu, gdy z jej ust padały słowa dziwne i nie pasujące do jej obrazu, tworzącego się na podstawie dotychczasowych przeżyć.
- Kim ty jesteś? – Sara zdecydowała się przerwać milczenie. – Kim ty, do diabła, jesteś?
Mae spojrzała na nią nieobecnym wzrokiem. Dopiero po chwili dotarło do niej pytanie kobiety. Spokojnie odgarnęła włosy z czoła, a gdy odezwała się, jej głos znów był słodki, przesączony głupotą i naiwnością.
- Saro, ten żołnierz pomylił mnie z kimś. Ja... ja kilka razy widziałam księżniczkę, widziałam, jak się zachowuje i pomyślałam, że mogłabym dać temu biedakowi odrobinę radości... Przecież umierał!
- Masz mnie za idiotkę?! – blondynka podniosła głos.
- Dobrze wiesz, że nie! Dlaczego mi nie wierzysz? Przecież... przecież nie mogę być księżniczką, to niedorzeczne. – Mae spojrzała jej prosto w oczy, z prostotą i niewinnością wymalowaną na twarzy.
- Cholerna aktoreczka... – mruknął Edgar na tyle cicho, by żadna z kobiet tego nie dosłyszała.
- Jestem ślepa? Głucha? Dobrze słyszałam, co mówiłaś do tego nieudacznika! – Sara wskazała brodą w kierunku miejsca, z którego przyjechali.
- Pomylił się... – szepnęła Mae. – A ja chciałam pomóc...
Zabrakło argumentów. Blondynka zacisnęła usta. Nie wierzyła dziewczynie. Nie mogła jej wierzyć. Zbyt wiele razy popełniła błąd, ufając jej słowom – czas najwyższy z tym skończyć. Pierwszym krokiem było uznanie, iż wcale nie jest ona córką jakiegoś chłopa, czy też ubogiego mieszczanina, a księżniczką. Głupią, ale jednak księżniczką.
Edgar przyglądał się Mae z uwagą. Pewien był, że ten jeden jedyny raz nie kłamie. Prawdą było, że nie mogła ona być osobą znaczącą w królestwie – bo po cóż wyruszałaby z nimi w drogę? Podróż nie mogła przynieść im nic, prócz chwilowego uczucia wolności... A ona musiała o tym wiedzieć. Była zbyt inteligentna, czego dowodem była chociażby wciąż prowadzona przez nią gra, by przeoczyć ten fakt.
Dziewczyna pochyliła głowę, by ukryć uśmiech pełen wyższości. Udało jej się! Naprawdę jej się udało! Była wolna, prawdziwie wolna, po raz pierwszy od bardzo dawna. Musiała kłamać, by zachować pozory. Wiedziała jednak, że ani Edgar, ani tym bardziej Sara nie odkryją prawdy. Mężczyzna z pewnością był bystry, lecz nie mógł wiedzieć o pewnych sprawach, których poznanie było niezbędne do odgadnięcia jej tożsamości, motywów... Domysły mogły doprowadzić go na właściwy trop, aczkolwiek tam utknie. Innej ewentualności nie ma. Z blondynką sprawa była o niebo prostsza. Uwierzyłaby ona we wszystko, wystarczyło podać to jej we właściwy sposób. Manipulowanie nią było rzeczą dziecinnie łatwą, zwłaszcza dla kogoś, kto od dzieciństwa uczony był, jak udawać kogoś, kim z pewnością nie jest.
Mae spojrzała w górę. Z jednej z gałęzi zerwał się ptak, dotąd niewidoczny. Poszybował w górę lekko, jakby bez żadnego oporu. Dziewczyna czuła więź z podniebnym zdobywcą. Jedynie on mógł zrozumieć euforię ogarniającą ją, gdy tylko opuściła swoje więzienie, tak jak on opuszczał ziemię, wzbijając się wyżej i wyżej. Różniło ich tylko jedno. Podczas gdy on wirował już pośród wiatrów, jej lot dopiero się rozpoczynał.


Mam do was wielką prośbę - wytknijcie wszystkie błędy. Wszyściuteńkie. To ważne dla mnie.

A ciekawe, czy ktoś przeczyta ;>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lunarie Srebrzystooka
Kapłanka i Czarownica



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: Laurelindorenan

PostWysłany: Nie 19:18, 14 Maj 2006    Temat postu: Re: Dwie strony (opowiadanie)

Ja przeczytałam Razz Świetne, chyba ci już mówiłam. Chcesz błędów? Kilka tych, które rzuciły mi się w oczy:

Moonlight napisał:

Polana lśniła szmaragdowo trawami, brzęczała krążącymi leniwie pszczołami i pachniała lekką, zwiewną wonią świerków.


Za dużo przymiotników w jednym zdaniu. Opuść może jeden z elementów Wink


Cytat:

- Kurwa!!! – wrzasnęła Sara, odsuwając się ze wstrętem. – Mogłeś poczekać, aż się odsunę! – Spojrzała na swoją suknię, teraz całą we krwi i zatrzęsła się ze złości.


Nie lubię przekleństw... poza tym w tamtych czasach znali to słowo? Wątpię Razz



.... to by było na tyle. Reszta była byt zajmująca, by znajdywać błędy.. a może ich nie było?
Świetnie opisana sceneria pobitewna. Gratuluję Very Happy
No i twój styl jest jak zwykle mistrzowski- ale to przejawia każde twoje opowiadanie, droga panno Rath Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathes Shilene
Pani Cienia



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ...z dawnego uśmiechu

PostWysłany: Pon 7:17, 15 Maj 2006    Temat postu:

A mi się pierwsze zdanie podoba... Celowo tych przymiotników masa - to moja specjalność wszak Wink Co do przekleństwa - znali, znali. Już sie o to nie martw Wink Chciałam zaznaczyć zmianę w Sarze, która, jakby na to nie patrzeć, stała sie mało kulturalna i zaślepiona zawiścią- czy jakoś tak Wink

I nie chwal tak, bo się przyzwyczaję Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathes Shilene
Pani Cienia



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ...z dawnego uśmiechu

PostWysłany: Pon 15:29, 15 Maj 2006    Temat postu:

Mam zrobione szkice Sary i Mae - zeskanować i pokazać? :>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lunarie Srebrzystooka
Kapłanka i Czarownica



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: Laurelindorenan

PostWysłany: Pon 15:37, 15 Maj 2006    Temat postu:

Taaaak! Koniecznie Smile Czekam z niecierpliwością.. Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathes Shilene
Pani Cienia



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ...z dawnego uśmiechu

PostWysłany: Pon 15:38, 15 Maj 2006    Temat postu:

Tylko skaner by mi się przydał... no cóż, może mi Panna w Czerwieni to zrobi, jak ja ładnie poproszę Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfka Ireth
Elfia Włóczykijka



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 236
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ze starej fotografii

PostWysłany: Pon 14:49, 22 Maj 2006    Temat postu:

Ja tu błędów nie widzę. Mistrzostwo, Rath, mistrzostwo. I czekam na skany:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathes Shilene
Pani Cienia



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ...z dawnego uśmiechu

PostWysłany: Pon 15:41, 22 Maj 2006    Temat postu:

A błędy były dwa - znalazł mi Eithell - jedyna osoba, co sie przyłożyła, jak poprosiłam o wytkniecie błędów Razz

Mae prezentuję... rysowana na pasjonującej lekcji Godziny Wychowawczej Razz

Jakość średnia, no ale...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lunarie Srebrzystooka
Kapłanka i Czarownica



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: Laurelindorenan

PostWysłany: Pon 16:30, 22 Maj 2006    Temat postu:

Nie wiem czemu, ale całkiem inaczej sobie ją wyobrażałam.. Wink
Ale rysunek ładny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathes Shilene
Pani Cienia



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ...z dawnego uśmiechu

PostWysłany: Pon 20:29, 22 Maj 2006    Temat postu:

Ja mniej wiecej tak... mniej-wiecej Very Happy

A wobraźnia od tego jest, by sobie każdy inaczej wyobrażał :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lunarie Srebrzystooka
Kapłanka i Czarownica



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: Laurelindorenan

PostWysłany: Pon 20:47, 22 Maj 2006    Temat postu:

Jasne Wink
Ja zawsze widzę Mae w orzechowobrązowych, kręconych włosach, takiej samej barwy oczach, o lekko piegowatej, niewinnej twarzy...
Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady in Red
Tancerka



Dołączył: 27 Kwi 2006
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ... z najpiękniejszych wspomnień

PostWysłany: Pon 20:55, 22 Maj 2006    Temat postu:

Widzisz, że jak chcesz to potrafisz ładnie poprosić. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Osada Fantasy... Strona Główna -> Ruiny Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1