Forum Osada Fantasy... Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
"Między snem a jawą"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Osada Fantasy... Strona Główna -> Ruiny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rathes Shilene
Pani Cienia



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ...z dawnego uśmiechu

PostWysłany: Sob 19:20, 07 Kwi 2007    Temat postu: "Między snem a jawą"

Po przeczytaniu matka stwierdziła, że powinna spalić wszystkie moje książki. I że coś jest ze mną nie tak.

Aczkolwiek ja nigdy nie twierdziłam, że nie mam chorej wyobraźni...

I błagam, powiedźcie, że przekaz jest jasny. Bo mumuśka stwierdziła, że widzi w tym tylko makabryczne opisy.

***

Krew zalewała całe niebo, pulsowała, rozlewała się na wszystkie strony cienkimi, przypominającymi węże splotami. Gady wysuwały języki, a języki te rosły, wydłużały się… Ociekały posoką. Gdzieś w dali grały trąby, dłonie rytmicznie uderzały o bębny. Ktoś wył. Wył wysokim, zwierzęcym bardziej, niż ludzkim głosem. Głosem, w którym dźwięczał ból. Świat zdawał się odpowiadać.
Dopiero, gdy chłopak potrząsnął głową, dotarło do niego, że to tylko słońce. Zachodzące słońce, szkarłatne na tle burzowego nieba. Zacisnął dłonie i spojrzał w dół. Wolno, z czającym się na dnie oczu lękiem.
Ruda ziemia, okraszona ciemniejszymi plamami. Kamienie, pokryte zakrzepłą, ciemną warstwą. Ciała. Setki ciał. Jedne z nich, zdawać się mogło, ciepłe jeszcze, drgające w ostatnich, rozpaczliwych próbach zachowania życia. Inne rozszarpane, rozciągnięte groteskowo, niczym rozprute kukiełki. Obok nich tworzyły się cuchnące kałuże, wolno wsiąkające w podłoże. Patrząc dalej widziało się odrąbane ręce, nogi. Kilka głów, pozbawionych oczu, odciętych i wykrzywionych w ostatnim, przedśmiertnym grymasie. Chłopak wzdrygnął się. Lecz to nie był koniec.
Byli tam zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Jego wzrok przyciągnęło kilka małych, skurczonych, niemowlęcych figurek, zastygłych w martwych objęciach dłoni matek. Dłoni sinych, gnijących. Kawałek dalej widniało coś, co wyglądało jak obdarte ze skóry zwierzę. Coś, co zwierzęciem z pewnością nie było…
W górze, zataczając kręgi, przez wiatr przedzierały się ptaki. Chłopak zacisnął powieki, odwrócił się i na oślep zaczął biec. Biec szybko, z sercem dudniącym do wtóru dalekim grzmotom. Burza przybierała na sile.
Potknął się nagle, o jeden z licznych, wystających korzeni. Upadł na ziemię, przez moment nie mógł złapać oddechu. Dysząc ciężko uniósł się na kolana. Wyciągnął rękę, by się podeprzeć, a jego palce zacisnęły się na czymś wąskim. Czymś, czego kształt nieodmiennie kojarzył się z…
Krzyknął. Krzyknął tak, jak nie krzyczał jeszcze nigdy. W tym samym momencie wszystko się skończyło.
Jego oczy zalewał blask słońca, wokoło spokojnie szumiały trawy, a niebo przywodziło na myśl bukiet niezapominajek. Ptaki śpiewały cicho, a otaczające go kwiaty były tak piękne, jak zawsze. Gdyby tylko miał ochotę zatrzymać się, dostrzec ich urok.
Usiadł wolno, przyłożył dłoń do powiek. Po chwili uniósł je, rozejrzał się wokoło. To był sen… Tylko sen… Z trudem mógł w to uwierzyć. Serce wciąż biło szybko, niespokojnie. Nie zastanawiał się jednak długo. Zastanawianie się nigdy nie należało do jego ulubionych czynności.
Wstał z ziemi, przeciągnął się leniwie i odgarnął z czoła jasne kosmyki włosów. Nie pamiętał, kiedy tutaj przyszedł. Nie pamiętał również, po co. Zapewne to ten koszmar tak na niego wpłynął… Nie ociągając się dłużej ruszył przed siebie.
Dróżka wiła się, skręcała, mijała liczne krzaczki, krzewy i małe roślinki. Po krótkim czasie wsunęła się między drzewa. Chłopak zaś trzymał się jej ściśle, patrząc przed siebie. Wspominając szczegóły snu i starając się go zrozumieć. Ktoś powiedział mu kiedyś, że każdy sen nie tyle jest odbiciem prawdy, co lęków i pragnień w nas się kryjących. Zrozumienie swoich sennych mar powiedzieć nam wiele może o nas samych. A przez to i o przyszłości… Pamiętał dobrze te słowa. Nigdy dotąd jednak nie próbował wprowadzić w czyn rad w nich zawartych. Aż do tej chwili…
Nagle coś przykuło jego wzrok. O jedną z gałęzi zaczepiona była długa, błękitna, atłasowa wstążka. Wstążka, jaka z pewnością nie powinna się tu znajdować. Podszedł do znaleziska ostrożnie, wolno wyciągnął rękę… Miękki materiał był chłodny, przyjemny w dotyku. Chłopak przez chwilę trzymał go w dłoni. Później podniósł wzrok, odszedł krok dalej, chcąc wrócić na ścieżkę. Jednak tam, dalej, głębiej w lesistym gąszczu, kolejna wstążeczka migotała. A dalej następna… i następna… Samemu nie wiedząc, dlaczego to robi, ruszył ich śladem.
Gdzieś w dali, dotarło do niego z nagłą jasnością, rozbrzmiewał cichy, dziewczęcy śmiech… Kawałki materiału prowadziły, wskazywały drogę, a cel zdał się być nagle znany. Poznał ten śmiech. Słyszał go przecież już. Słyszał od dawna, dzień w dzień…
Przybywało krzewów i drzew. Kolce czepiały się ubrania, utrudniały wędrówkę. On jednak niezniechęcony parł do przodu. Nawet wówczas, gdy gałęzie poczęły splatać się na podobieństwo bariery. Okrążał najtrudniejsze miejsca, przedzierał się przez szczeliny. I wnet zatrzymał się. Przed nim bowiem, nie wiedzieć skąd, wyrosła skała. Wysoka, gładka. Nienaturalna. Zawahał się. Chwilę niepewnie stał, później jednak zawrócił.
Wszystkie wstążki zniknęły. Śmiech dobiegł jego uszu ponownie. Chłopak był jednak zbyt zmęczony, by przedrzeć się tam, skąd dobiegał. Droga wyczerpała go. Pozbawiła sił. Wolno osunął się na ziemię… Drzewa zawirowały, a on przymknął powieki na chwilę. Krótką, cichą chwilę…
Obudziło go zawodzenie. Szkarłatna łuna niknęła już, a odległy, zniszczony las, płonął po raz kolejny. Płonął zachodzącym słońcem, uciekającym przed obrazami, jakich widzieć nie chciało.
Ptaki krążyły wysoko.
Na dłoniach chłopaka była krew. Skonstatował to jednak bez zdziwienia. Pierwszy strach minął. Minął na krótką chwilę, pozwalając ofierze odetchnąć. Zbierając siły do kolejnego ataku.
Wrócił szybko, wraz z nagłym, bliskim, szaleńczym chichotem, mało wspólnego mającym z delikatnym dźwiękiem, który chłopak pamiętał ze… snu? Jawy? Nie potrafił zdecydować. W nagłym przypływie siły znów zaczął biec, biec tam, skąd przybył. Za nim, czuł to wyraźnie, pędziła śmierć.
Tak mu się przynajmniej wydawało.
Wówczas zrozumiał. Przypomniał sobie. Podczas wysiłku, do jakiego w żadnych innych okolicznościach nie byłby zdolny, zdał sobie sprawę, dlaczego jest właśnie w tym miejscu. Było jednak za późno. Poświęcił się gonitwie za mirażem… Złudzeniem…

***

- Podejmiesz się tego? Nie muszę chyba mówić o zyskach… - Mężczyzna uśmiechnął się szelmowsko, w sposób, jaki zawsze kojarzył się chłopcu z opowieściami, jakimi raczyła go matka w dzieciństwie.
- Pojechać tam jeno? Zobaczyć?
- Ano.
Chłopak przez chwilę milczał. Zdawało się to być zbyt piękne, by pozostać prawdziwym. Mógł zyskać sumę, o jakiej nie śmiał marzyć nawet, za przywiezienie wieści o stanie jakiejś zapomnianej prowincji. Nie obchodziło go, dlaczego to właśnie jemu złożono tą propozycję, choć wokoło mnóstwo było osób innych, które równie dobrze zająć się tym mogły.
Powodziło mu się dotąd dobrze. Ale mogło powodzić jeszcze lepiej.
- Kiedy mam wyruszyć?

***

Kolejny upadek przyszedł nagle. Chłopak krzyknął raz jeszcze. Niebo, ciemne i nieprzystępne, wirowało kłębami dymu, opętańczym tańcem wiatru, a coś zimnego, zimniejszego nawet od lodu, sięgnęło jego serca…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfka Ireth
Elfia Włóczykijka



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 236
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ze starej fotografii

PostWysłany: Nie 1:34, 08 Kwi 2007    Temat postu:

"choć wokoło mnóstwo było osób innych, które równie dobrze zająć się tym mogły"
Poprawnie to zdanie powinno brzmieć "choć wokoło mnóstwo było innych osób, które równie dobrze mogły się tym zająć", lub coś w ten deseń. Idiota Nikt nikomu niczego nie narzuca chodzi tylko o to, że takie udziwnianie i zmienianie szyku w zdaniu sprawia je okropelnie sztucznym i wymuszonym, przynajmniej jak dla mnie. ^^
Przekaz nie jest taki całkowicie jasny, bo nie wiem czy zrozumiałam wszystko tak jak to sobie zamierzyłaś, aczkolwiek widzę więcej niźli tylko makabryczne opisy. [;
Jak zwykle, opowiadanie bardzo dobre.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathes Shilene
Pani Cienia



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ...z dawnego uśmiechu

PostWysłany: Nie 9:10, 08 Kwi 2007    Temat postu:

Ups... Wiesz, że prawdę mówiąc, Koń, ja tam tego szyku przestawnego nawet nie zauważyłam? Mi to jakoś... samo wychodzi. Nawet, gdy staram się pilnować

A, czort. Taki już mam styl xP

A dziękuję. Aczkolwiek nie wiem, czy bardzo dobre, ani tym bardziej, czy jak zwykle Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Osada Fantasy... Strona Główna -> Ruiny Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1