Forum Osada Fantasy... Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Rozmowy z Karczmy Vanthiijskiej... ;>
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Osada Fantasy... Strona Główna -> Ruiny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rathes Shilene
Pani Cienia



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ...z dawnego uśmiechu

PostWysłany: Wto 11:30, 18 Lip 2006    Temat postu:

Och, ja wiem, kim on jest. Największy kobieciarz Fallathanu Razz ALe spokojnie, sytuacja opanowana.

W karczmie jest za to zabawa :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathes Shilene
Pani Cienia



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ...z dawnego uśmiechu

PostWysłany: Wto 11:50, 18 Lip 2006    Temat postu:

Czytać od dołu Very Happy To jest świetne Very Happy

Cytat:

Rathes Shilene: Sunn, nie podpowiadaj im, proszę *mrugnęłą* Jabłka? Nie dam! Nigdy! PRzenigdy! *objęła opiekuńczo torbę z jabłkami*
Eldenkin De`Sanser: Rath to róźdżka jest moja wiec niemozesz mnie 2 raz zabic xP
Irastlynn Anayan: Osobiście bardziej mnie interesuje sekcja jabłka
Sunniva De`Sanser: zresztą ja bym tam nie chciała wiedzieć co ona ma w środku **wystawia język**
Rathes Shilene: *zmroziła Elda wzrokiem i pogroziła mu różdżką* Spróbuj tylko!
Sunniva De`Sanser: wiedźmy to się topiło lub paliło, sekcja zwłok tu nie pasuje **wystawia język**
Irastlynn Anayan: *zatrzymał go przy drzwiach* Find zrób coś z głową **uśmiecha się** Bywaj
Eldenkin De`Sanser: zabijamy Rathes i zrobimu jej sekcje wzłok Idiota
Sanwer Werela: To znajdźcie sobie kogo innego...*odskoczył jak oparzony*
Rathes Shilene: Do zobaczenia, Fin. Miłego farbowania włosów
Irastlynn Anayan: chyba sekcję **uśmiecha się**
Findalin Feadhel: No cóż. Ja się zbieram. Bywaj Ir, bywaj Rathes. Deshmal. *ruszył do drzwi*
Sunniva De`Sanser: *zasłoniła ręką usta* zupełnie nic
Eldenkin De`Sanser: *wystawił rece na sanwerem po czym wypowiedział zaklecie umarłych* obudzi sie jak dziecko x)
Sanwer Werela: Hej, co wy sesje chcecie zrobić? xP *obudził się*
Sunniva De`Sanser: Sanwi na patelni w sosie własnym z plastrami cytrynki... mrrrrrr *rozmażyła się*
Sunniva De`Sanser: może jakąś rybkę? Na łuski nie mam uczulenia **szeroko się uśmiecha**
Findalin Feadhel: No dobra, poczekam aż się obudzi.
Rathes Shilene: Spokojnie, Sunn - wiecej gadajacych kotów po ulicach miasta biegać nie będzie
Irastlynn Anayan: *usiadł na środku kanapy * ciekawe co tym razem **uśmiecha się**
Rathes Shilene: Będzie zły *zamrugała kilka razy* Zresztą, nieprzytomny jest - to nieuczciwe go teraz truć...
Sunniva De`Sanser: byle byś nam kolejnego futrzaka nie zafundowała Rathi, bo mam alergie... *zaśmiała się*
Findalin Feadhel: Tak, tylko nie dla mnie. Dla Sanwera. *uśmiechnął się diabolicznie*
Rathes Shilene: Ha, i to jaka wiedźma *mrugnęła* To jak, Fin - jabłuszko ?
Sunniva De`Sanser: hej Ir
Irastlynn Anayan: hej Sunni **wystawia język**
Sunniva De`Sanser: można się było domyśleć, w końcu wiedźma z niej *puściła oczko*
Rathes Shilene: *otrzepała się i podparła na różdzce jak na lasce* Hmm... oczywiscie, że mam. A tak, Sunn, tak. Widać? *parsknęła smiechem*
Eldenkin De`Sanser: Fin skącz z tymi jabłkami *pchnął truskawką w jego strone*
Sunniva De`Sanser: hej Eld
Findalin Feadhel: Częstowała. **uśmiecha się**
Findalin Feadhel: Rathesz masz jeszcze jabłuszka? *spojrzał na nieprzytomnego Sanwera*
Sunniva De`Sanser: Rathi znów jabłkami częstowałaś? *spytała rozbawiona*
Eldenkin De`Sanser: Sunni witaj
Rathes Shilene: Witaj, Sunn... i uważaj! Tutaj się dzieją różne rzeczy *parsknęła śmiechem*
Findalin Feadhel: Witaj Sunniva. *ukłonił się lekko*
Sunniva De`Sanser: *zamknęła je za sobą i usiadła z brzegu*
Eldenkin De`Sanser: Fin szkodaze nie mam berła *poryszył recą i przywrucił dawny wygląd karczmy*
Irastlynn Anayan: Rathes spoko... złapał wiedźmę i odciągnął od nieprzytomnego Sanwera (coś mu z gęby cieknie)
Sunniva De`Sanser: bry wszystkim *otwarła szeroko drzwi*
Findalin Feadhel: [eld napisz jeszcz raz]
Eldenkin De`Sanser: [sorry klawiatura mi sie przestawiła]
Rathes Shilene: C-co? Kto leci Gdzie leci? *rozejrząła się zdezorientowana i szybko zekoczyła z kanapy. Z impetem wpadła na kogoś* Emm.. przepraszam
Eldenkin De`Sanser: Fin sykoda ye nie mam bera * prousyc rek pryzwrci dawnz wzgld karcymz*
Findalin Feadhel: Rathes lepiej zrób unik!
Irastlynn Anayan: Haha Rathes nie widzi jak Sanwer w nią leci **szeroko się uśmiecha**
Findalin Feadhel: I co powiecie teraz, panowie magowie?
Irastlynn Anayan: *Mag wytworzył wokół siebie barierę ochronną od której z oszałamiającą jak na te warunki prędkością odbił się Sanwer lecąc w kierunku Rathes*
Findalin Feadhel: Bardziej blond? *sięgnął do jednej z przepastnych kieszeni płaszcza i wyjął słoik z dziwną latającą ciemną kulką w środku* Prezent od pewnego spotkanego kiedyś maga. *uśmiechnął się złośliwei i otworzył słoki, za kulka która z niego wyszła zaczęła się powięszkać. po chwili w całej karczmie zaległa atramentowa ciemność*
Eldenkin De`Sanser: Ira łap*popchnął Sanwera w jego strone*
Irastlynn Anayan: O! zaraz wypali **uśmiecha się złośliwie**
Rathes Shilene: Nie, nie, Eld. Ja sobie popatrzę *uśmiechnęła się szeroko*
Rathes Shilene: *chichotała obserwujac całą sytuację, wciąż bawiac się różdzką - co chyba nie było najmądrzejszą rzeczą, jaką mogła zrobić*
Irastlynn Anayan: Find po pierwsze klan nie ma nic do tego **wystawia język** A po drugie nie zasypuje, tylko polewa **szeroko się uśmiecha**
Eldenkin De`Sanser: nie wiem chciałem nim grac w karczmie puki lata Idiota Rathes Grasz z Nami ??
Irastlynn Anayan: Witaj Eld *uścisnął prawicę* Co zrobimy Sanwero.. to znaczy z Sanwerem?
Findalin Feadhel: Rodzony przywódca klanu, mnie zasypuje wapnem. Świat schodzi na psy.
Irastlynn Anayan: Teraz wyglądasz bardziej... blond **uśmiecha się złośliwie**
Rathes Shilene: *parsknęła śmiechem. Fin wyglądał teraz jak ekscentryczny piekarz*
Eldenkin De`Sanser: Ir ty stara .... witaj Idiota
Findalin Feadhel: *zaczął kaszleć* Co ty robisz?!
Irastlynn Anayan: *zmaterializował się ponownie* ehh farba była za droga*polał głowę Findalina wapnem*
Rathes Shilene: Nie! *wrzasnęła rozdzierajaco* Ir, ani się wąz ich odczarowywać! Tak dobrze się bawię... *dodała, ciszej*
Irastlynn Anayan: Zaraz Was odczaruję... *zniknął*
Findalin Feadhel: A Sanwer wisi w powietrzu co chciał zmusić Rathes do zjedzenia jabłka co nie spodobało się Eldenkinowi. **uśmiecha się**
Findalin Feadhel: No właśnie widzisz. Wyniknął drobny problem przy jedzeniu jabłek od Rathes.
Sanwer Werela: Za kilka dni zobaczycie...Rath odczaruj mnie!
Irastlynn Anayan: *zmaterializował się na środku karczmy* Find, stary co Ty masz na głowie?
Rathes Shilene: Uwaga, wilczek się zdenerwował *rozemiała się znowu, po czym wygodnie ułożyła na kanapie*
Findalin Feadhel: Też nie umiem czarować i się nie chwalę*
Sanwer Werela: Ale jak ja czarować nie umiem...! *unosił się w powietrzu*Zobaczycie wredoty wy, oj zapamiętam wasze twarze, niedługo zobaczycie...*pomachał im wyprostowanym palcem wskazującym*
Findalin Feadhel: *wrócił* No wreszcie się zorienotowali kogo tu trzeba pomęczyć **wystawia język**.
Rathes Shilene: A Ty się dajesz męczyć? Oj, kiepsko, kiepsko *zaśmiała się*
Sanwer Werela: Ej...! No to inaczej, męczą mnie **wystawia język**
Rathes Shilene: *złapała różdzkę i obróciła ją w dłoniach, zastanawiajac się, czy okładajac nią kogoś po głowie osiagnie zamierzony efekt* Wiesz, Sanw... Tak trochę tylko - przeżyję
Findalin Feadhel: Ja zaraz wracam. Mam coś do zalatwienia. *wyleciał z karczmy*
Eldenkin De`Sanser: licz*
Eldenkin De`Sanser: łap to co pomorze *lucz rócił różdżke zagłady*
Sanwer Werela: Widzisz Rath, co oni robią...*spojrzał na nią z wyrzutem*Męczą Cię..
Findalin Feadhel: *śmieje się patrząca na całą sytuację*
Rathes Shilene: Ja jestem... niezbyt zdolna *wysapała, wygrzebujac się spod Sanwa*
Sanwer Werela: Aaaa! *z rozpędu, uderzył Rath, która spadła na kanape*Widzicie brutale...!
Eldenkin De`Sanser: Ale jestes magiem wystarczyło reke uniesci **puszcza oczko**
Rathes Shilene: AAA! *wrzasnęła, gdy wilkołak wpadł na nią* ja jestem DELIKATNA!
Findalin Feadhel: *spojrzał na Sanwera rozbawiony* Kobiet się nie zaczepia, zapamiętaj. **uśmiecha się**
Eldenkin De`Sanser: Rathes teraz zabawimy sie sanwerem *podszedł i popchnął go w stroine Rathes* łap
Sanwer Werela: Eh...A mogło być ciekawie...*machał ramionami i łapami próbując zleźć na ziemię*Rath już nie będę...! *krzyknął, bo przestawało mu się to podobać*
Rathes Shilene: Eld, dziękuję za wsparcie. Choć nie rozumiem, jak to się stało, żeś taki miły dla mnie *uśmiechnęła się szeroko, patrząc na latajacego wilkołaka*
Findalin Feadhel: Oooo. *spojrzał na łaka* Ciekawe. **uśmiecha się**
Eldenkin De`Sanser: *wystawiają rece do przody wypowiedział zeklecie umarłuch po czym Sanwer sie uniusł w powietrze*
Sanwer Werela: Cicho Eld, wiem co...*plask dostał w skroń, spoglądając na niego z wyrzutem doskoczył Rath*No zjedz..
Rathes Shilene: Ale ja dobrze wiem, jak one smakują *zamrugała kilka razy i szybko schowała torbę z owocami*
Eldenkin De`Sanser: *rzuca truskawką w Sanwera* zostaw ją
Sanwer Werela: Ależ, nie Rathi, Ty musisz posmakować swoich jabłuszek *odwzajemnił słodki uśmiech*
Rathes Shilene: (jeśli nie było, to już są **uśmiecha się złośliwie**) Ja, nie, nie, dziękuję. Nie jestem głodna *uśmiechnęła się ślicznie*
Eldenkin De`Sanser: bo zrobie to samo co wczoraj całą karczme zamroze **uśmiecha się złośliwie**
Sanwer Werela: A pewnie zły elfie, Ty masz być zielony, za to, że rzuciłem nadgryzkiem xP
Sanwer Werela: Rathi...A może Ty zjesz jabłuszko?*uśmiechnął się lekko*Dzięki Eld..
Sanwer Werela: (phi, a ja sprzeciw robię, pudli nawet nie było w tamtych czasach, a nic z jabłka nie trafiła do mojego przyłku xP)
Rathes Shilene: Ej! *spojrzała na Elda z wyrzutem* Odbierasz mi całą zabawę!
Findalin Feadhel: A ja to co? *pokazał na swoje włosy* Zostawisz mnie tak?
Rathes Shilene: (ale wystarczy, ze je w paszczy miałeś. Jabłuszka są moje, ja decyduje, jak działaja i kiedy **wystawia język** )
Eldenkin De`Sanser: Fin grrrrrr *ruszył reką i odczarował Sanwera*
Findalin Feadhel: (nie trzeba było, jeść, było nadgryzione więc tylko spłynął sok **uśmiecha się**
Findalin Feadhel: Widzisz, nawet nie trzeba gryżć. *zaczął się śmiać patrząc na "pudla"*
Rathes Shilene: Ja jestem... niezbyt zdolna *wysapała, wygrzebujac się spod Sanwa*
Sanwer Werela: Aaaa! *z rozpędu, uderzył Rath, która spadła na kanape*Widzicie brutale...!
Eldenkin De`Sanser: Ale jestes magiem wystarczyło reke uniesci **puszcza oczko**
Rathes Shilene: AAA! *wrzasnęła, gdy wilkołak wpadł na nią* ja jestem DELIKATNA!
Findalin Feadhel: *spojrzał na Sanwera rozbawiony* Kobiet się nie zaczepia, zapamiętaj. **uśmiecha się**
Eldenkin De`Sanser: Rathes teraz zabawimy sie sanwerem *podszedł i popchnął go w stroine Rathes* łap
Sanwer Werela: Eh...A mogło być ciekawie...*machał ramionami i łapami próbując zleźć na ziemię*Rath już nie będę...! *krzyknął, bo przestawało mu się to podobać*
Rathes Shilene: Eld, dziękuję za wsparcie. Choć nie rozumiem, jak to się stało, żeś taki miły dla mnie *uśmiechnęła się szeroko, patrząc na latajacego wilkołaka*
Findalin Feadhel: Oooo. *spojrzał na łaka* Ciekawe. **uśmiecha się**
Eldenkin De`Sanser: *wystawiają rece do przody wypowiedział zeklecie umarłuch po czym Sanwer sie uniusł w powietrze*
Sanwer Werela: Cicho Eld, wiem co...*plask dostał w skroń, spoglądając na niego z wyrzutem doskoczył Rath*No zjedz..
Rathes Shilene: Ale ja dobrze wiem, jak one smakują *zamrugała kilka razy i szybko schowała torbę z owocami*
Eldenkin De`Sanser: *rzuca truskawką w Sanwera* zostaw ją
Sanwer Werela: Ależ, nie Rathi, Ty musisz posmakować swoich jabłuszek *odwzajemnił słodki uśmiech*
Rathes Shilene: (jeśli nie było, to już są **uśmiecha się złośliwie**) Ja, nie, nie, dziękuję. Nie jestem głodna *uśmiechnęła się ślicznie*
Eldenkin De`Sanser: bo zrobie to samo co wczoraj całą karczme zamroze **uśmiecha się złośliwie**
Sanwer Werela: A pewnie zły elfie, Ty masz być zielony, za to, że rzuciłem nadgryzkiem xP
Sanwer Werela: Rathi...A może Ty zjesz jabłuszko?*uśmiechnął się lekko*Dzięki Eld..
Sanwer Werela: (phi, a ja sprzeciw robię, pudli nawet nie było w tamtych czasach, a nic z jabłka nie trafiła do mojego przyłku xP)
Rathes Shilene: Ej! *spojrzała na Elda z wyrzutem* Odbierasz mi całą zabawę!
Findalin Feadhel: A ja to co? *pokazał na swoje włosy* Zostawisz mnie tak?
Rathes Shilene: (ale wystarczy, ze je w paszczy miałeś. Jabłuszka są moje, ja decyduje, jak działaja i kiedy **wystawia język** )
Eldenkin De`Sanser: Fin grrrrrr *ruszył reką i odczarował Sanwera*
Findalin Feadhel: (nie trzeba było, jeść, było nadgryzione więc tylko spłynął sok **uśmiecha się**
Findalin Feadhel: Widzisz, nawet nie trzeba gryżć. *zaczął się śmiać patrząc na "pudla"*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathes Shilene
Pani Cienia



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ...z dawnego uśmiechu

PostWysłany: Wto 13:48, 18 Lip 2006    Temat postu:

Dziś same perełki :]

Cytat:


Rathes Shilene: Taak, co prawda do prawda. Ale... bez nich byłoby nudniej i o tym zapominać nie powinyśmy *roześmiała się, wyciągnęła chustę i zawiązała nią oczy wilkołaka* Po problemie
Navariel Vaughan: Świństwo! *krzyknęła na Sanwera* I nie rób dziurek między palcami! Popatrz, moja droga.. Dlatego jestem tak uprzedona do mężczyzn. Potrafia wszystko spieprzyc, a potem mają jeszcze czelnośc byc zazdrosnymi!
Rathes Shilene: Albo się odwrócić *wyszczerzyla ząbki* "Książę", hmm... Zmienił się. Juz kompletnie pogubiłam się w jego uczuciach, w swoich zresztą też. A, co tam *machnęła ręką* Zawsze tak było. I nie narzekałabym na nic, gdyby tylko oszczędzone mi było znoszenie objawów "księcia" zazdrości...
Sanwer Werela: Eee...Ja?! *spojrzał na Navi*Ale...Ale...*zakrył łapami oczy*Ja nie patrze!
Navariel Vaughan: *odwróciłą sie na brzuc i spojrzała z zaciekawieniem na Rath* A "Książe" co? No powiedz więcej! A wstydu to nie ma Sanwer! *wymieżyła w niego swój palec sprawiedliwości* Jako dżentelmen powinien zamknąc oczy!
Rathes Shilene: *usiadła na stołku, który dotąd służył jej za - kiepskiej jakości - tarczę*
Rathes Shilene: A ktoś mi tu o braku wstydu mówił ostatnio... *mruknęła* w serduszku? Hmm, jeśli ja taki organ w ogóle posiadam, *mrugnęła* to... stara historia ciągnie się dalej. Urozmaicona nieco pewnymi hmm komplikacjami i dylematami. Ba, dylematami momentami poważnymi. I nic więcej Ci teraz nie powiem. Pożyjemy, zobaczymy...
Sanwer Werela: *obserwował ruchy dwóch kobiet z błogim uśmiechem na twarzy, postanawiajac nie zwracać na siebie ich uwagi*
Navariel Vaughan: Ja tam nie mam sie czego wstydzic... *przywyczajoina do powietrznej pozycji, obróciła się na plecy i podłożyła dłonie pod głowę* A powiedz, Rath... Co w Twoim serduszku? *zapytała nagle* Moze jakiś książę z bajki? *pytała żartobliwie*
Rathes Shilene: Ja nigdy nie kłamię *zamrugała, jak na ucieleśnienie niewinności przystało xP* I nigdzie nie idę... nie w tym stroju. Dobrze, że przynajmniej spódnicę mam *powiedziała, z ledwie dosłyszalną ulgą w głosie*
Sanwer Werela: *wilkołak cicho siedział opierając podbródek na dłoni splecionej w pięść, obserwował dwie pół nagie kobiety z westchnieniem*Ah..
Navariel Vaughan: Nieprawda! swieci słońce! Nie kłam! Idiota
Rathes Shilene: Ja i opalenizna? nigdy, wolę moją wytworną bladość *mrugnęła do elfki i spojrzała na swoją bluzkę tęsknie xP* Zresztą, spójrz za okno. Pochmurnie jest
Navariel Vaughan: *a bluzka bvyła w dłoni Nav, która na żądanie Rath pokręciłą przecząco głową* Hej, mam pomysł! Co powiesz na plażę? Poopalamy się i tego... Spójrz na moją skórę! *pochwaliła sie świeżą opalenizną* Tobie te ż by się przydała...
Rathes Shilene: Och, ja wiem, jak dopiec. Sama róż na sobie mialam... nawet nie pamiętam *spojrzała na swój czarny koronkowy stanik, po czym zarumieniła się malowniczo i zakryła rękami* Wredoto, oddawaj mi bluzkę!
Navariel Vaughan: *bluzka opadła z niej jak z silnym podmuchem wiatru* Bikini jeszcze, ale ten róż! *zaśmiała sie, spoglądając na siebie* Ostatni raz byłam w różoiwym jak byłam taka tyci, tyci!
Rathes Shilene: Ej! *złapała bluzkę, by w razie czego nie dac sie jej pozbawić xP* Nav, nie trzeba było zaczynać z wiedźmą... ja chyba nie powinnam mieć sumienia. Wstydu też nie *wyszczerzyła ząbki*
Navariel Vaughan: *tego było za wiele, ze wstydem próbowała zakryc swoje ciało dłońmi* Nie masz wstydu, wiedźmo! *powolutku z bluzki Rath zaczęły odpadac guziczki* Patrz, Sanw, póki możesz! xP
Rathes Shilene: *warkneła coś w odpowiedzi, a strój Nav zmienił się w skąpe, różowe bikini* Ach, zemsta jest słodka *stwierdziła, ociekajac woda xP*
Rathes Shilene: Ups... *szepnęła cichutko, jednak po chwili odwaznie uniosła głowę - co wygladało komicznie, zważywszy na lody*
Navariel Vaughan: *to jednak nie odebrało jej zimnej krwi i po chwili woda z pobliskiego kubła uderzyła z mocą w Rath* Cos dla oczyszczenia duszy xP
Sanwer Werela: No Rathi...Popatrz sobie teraz na moją rangę i zastanów się nad swoim postępowaniem *diabelski uśmieszek*
Rathes Shilene: Sadystka! *wrzasnęła w kierunku Nav, czujac, jak lody chłodza jej głowę i powoli, powolutku zaczynają spływać po policzkach. Uniosła dłonie, a Nav poderwała sie do góry i zawisła na suficie* Ha! *zaczęła wycierac lody z włosów i twarzy*
Navariel Vaughan: *spojrzała oburzona na Sanwera* Stwierdzasz, ze nie jestem ładna?! Ooo... *z chciwym uśmieszkiem wskazała kciukiem w dół, jak wskazują władcy, gdy chcą kogoś ukarac śmiercią i w tym samym momencie kubełek wyladował na głowie Rath* Pięknie!
Rathes Shilene: *zasłoniła się stołkiem* Ja już COŚ zrobiłam. I mi w pełni wystarcza na dziś.
Sanwer Werela: No tak, ładnemu we wszystkim ładnie...*roześmiał się*
Navariel Vaughan: (wybaczcie xP) Rath! Zrób coś albo... *pojemniczek z lodami powędrował nad jej głowę*
Rathes Shilene: *wolno przeniosła wzrok na Sanwera* Ładnie to się tak przyglądać? Powiedź jej coś *wskazała na Nav* Przecież jej ślicznie w tym kolorze... Ładnemu we wszystkim ładnie
Sanwer Werela: *z rozbawieniem spoglądał na obie kłócące się kobiety*
Rathes Shilene: Ani mi się śni! W zielonym Ci do twarzy *parsknęła śmiechem, chowajac się za stołkiem, tak, by ani kawałek twarzy nie wystawał zza niego**
Navariel Vaughan: Ła! WRedoto! Tak walczysz? *uniosła dłoń, a wraz z nią uniosły się i lody* Odczaruj moje cudne włoski albo dostaniesz! xP
Rathes Shilene: Ach, nie ma to jak odrobina jabłek w lodach *zachichotała demonicznie i wytarła policzek*
Rathes Shilene: TY! *oskarżycielsko wycelowała w nią palcem, jednak nic nie zrobiła. Usmiechnęła się za to mściwie, patrząc, jak włosy Nav robią się zielone i kręcone
Navariel Vaughan: *złapała za łyżeczkę i zatopiłą ją w lodach, po czym pełną umieściła w ustach* Mmm... Tego tlyko mi brakowało! *nabrała kolejną łyżeczkę, wycelowała i trafiła prosto w policzek Rath* Ups...
Rathes Shilene: Telepatia *mrugnęła do Nav, zniknęła jeszcze na chwilę, po czym wróciła - z miską lodów* Bierzcie i je... Tfu, nie ta bajka. Smacznego
Navariel Vaughan: *zaśmiałą się w głos* Na bogów, właśnie o Tobie pomyslałam!
Rathes Shilene: *niewiadomo jak i skąd pojawiła się w drzwiach na zaplecze* Lody? Ktoś chce lody? Ja akurat mam pod ręką, moge wam podać *uśmiechnęła się niewinnie*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathes Shilene
Pani Cienia



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ...z dawnego uśmiechu

PostWysłany: Śro 12:10, 26 Lip 2006    Temat postu:

To jak się komuś będzie nudziło...


Cytat:
Rathes Shilene : *z jej torebki wysunęła się szarlotka... która, ni z tego ni z owego, zaczęła skakać po karczmie* Proszę *wyszczerzyła ząbki w uśmiechu*
Voltaire : jesteś mi winna podwieczorek... skaczący
Rathes Shilene : *młodzik wydał z siebie ni to skrzek, ni to pisk i czmychnał czym prędzej* Aach, nie ma to jak skutki zaklęć. Skąd miałes tę \"zakąskę\"?
Voltaire : *odwrócił głowę do intruza a nogą wysunął rapier z tobołka* pan zdaje się szuka kłopotów?
Rathes Shilene : Z ropuchami do wiedźmy? *zasmiała się i mruknęła coś, a zwierze zamieniło się w jasnowłosego młodzika, który powiódł po pomieszczeniu przerazonym spojrzeniem*
Voltaire : *wyjął z kieszeni wielką ropuchę* bo zakąski się stresują
Rathes Shilene : Ale dlaczego? *zamrugała kilka razy*
Voltaire : *złapał Ją za rękę* nigdy, ale to nigdy tego nie rób
Rathes Shilene : Myliłam się, przyznaję *sięgneła do jego kieszeni, zastanawiajac się, co tam znajdzie*
Voltaire : a widzisz? mówiłaś że tego nie sprawdzisz
Rathes Shilene : Półelfy *roześmiała się* Wygodne masz te kolana *stwierdziła, z rozbawieniem w oczach*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lunarie Srebrzystooka
Kapłanka i Czarownica



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: Laurelindorenan

PostWysłany: Sob 21:05, 23 Wrz 2006    Temat postu:

Uwaga, coś nowego. To jest genialne. Zapraszam do czytania... długie, ale zabawne. "Burda" w karczmie z Xanthem. ^^
Czytać od dołu.

Cytat:
Lunarie : *wspólnie wyrzucili elfa w błoto przed karczmą. Czarownica otrzepała ręce z zadowoleniem* Trzeba to uczcić.
Xanthrian : *po czym złapał nogi*
Xanthrian : co, hehe majaczy*podszeł i złapał go za ramie*
Lunarie : chyba masz rację *mruknęła do karczmarza i spojrzała na pirata* Na zewnątrz z nim *podeszła do elfa i złapała go za ręce*
Aramil Liadon : *wstaje lekko nieprzytomny*To pirat czarownica bolek i lolek i trzy świnki-mówi
Barnaba : Jestem glupi i nie kumam co gadasz
Lunarie : *Uśmiechnęła się złośliwie* Powinien zapłacić grzywną nam i tobie, Barnabo... za zaczepki i nieuzasadnione prowokowanie bójek w karczmie. Co złego to nie my.
Xanthrian : własnie żeby nie było że to piraci*dodał**
Lunarie : no cóż... *nagle z kuchni wyleciał rozwścieczony Barnaba. Czarownica wskazała dłonią na nieprzytomnego elfa z miną niewiniątka* To on wszystko zrobił... skandal! Do lochów z nim!
Aramil Liadon : *zachwiał się i padł na stół*
Xanthrian : *pirat podniósł się i uderzył butelką rumu w głowe elfa*tyle rumu na marne*dodał*
Lunarie : Co ty robisz, idioto? *zdzieliła elfa pięścią w brzuch, tak, że aż się skulił po czym podeszła do Xanthriana* Tak oto kończą ci, którzy piją wyroby własnej roboty
Xanthrian : *pirat nie podniósł sie lecz zaczoł chrapać*
Aramil Liadon : *skopał leżącego pirata*
Lunarie : *podniosła się, sypiąc piękną wiązanką przekleństw. Złapała pierwszą lepszą butelkę i rzuciła nią w głowę pirata, który upadł na ziemię nieprzytomny*
Xanthrian : *podbiegł do elfa po czym złapal go i rzucił za bar *
Aramil Liadon : Witam was drodzy przybysze*mówi lekko upity elf*Zapraszam na taarg gdzie możecie tani kupić me towary!!!
Xanthrian : *podszedł do baru i nalał sobie rumu*
Xanthrian : Hahaha*zaśmiał się*
Xanthrian : *podbiegł i złapał czarownice za pas po czym wrzucił ją za bar*
Lunarie : Uch. Zapomniałam, że rum neutralizuje zaklęcie.
Lunarie : Może obetnę ci wełnę i sprzedam? Ciekawe, ile by mi dali..
Xanthrian : ha*zawołał*
Xanthrian : *nagle czar prysnął i owca zamieniła sie w pirata*
Lunarie : I co teraz? *stanęła nad nim z butelką rumu w dłoni, wylewając całą jej zawartość na głowę pirata*
Xanthrian : *owca biegała po barze *
Xanthrian : Meeeeeeeeee
Lunarie : *wybuchnęła śmiechem* geniusz z ciebie... *szepnęła coś cicho i rzuciła zaklęcie, zamieniając Xantha w owcę*
Xanthrian : upps*zawołał*
Xanthrian : *wstał i rzucił krzesłem w kierunku Lunarie lecz był tak pijany ,że trawił w Barnabe*
Lunarie : Hej! *otrzepała się niczym mokry pies i zaklęła szpetnie* jeszcze chwila i wepchnę ci tą butelkę do gardła *wzięła drugie naczynie i odkorkowując je zębami, chlusnęła rumem na pirata*
Xanthrian : *dostał ataku niekontrowanego śmiechu*
Lunarie : przydał by się normalny rum, albo naiwniak, którego kosztem moglibyśmy się zabawić.
Xanthrian : zauważyłem*mruknął i oblał wiedźme rumem*
Lunarie : pusto tu ostatnio... *mruknęła pod nosem*
Xanthrian : *mruknął*
Xanthrian : twoje poczucie humoru ciągle mnie zaskakuje*mruknoł*
Lunarie : w takim razie wolę nie próbować *mrugnęła do pirata*
Lunarie : och tak, miłej zabawy w klubie dyskusyjnym elfich gospodyń domowych *zaśmiała się złośliwie*
Xanthrian : hmm*niecałkiem*własnej roboty*dodaje*
Lil : Rozmowy....które toczą się tylko wokół alkocholu nie są warte mojego cennego czasu...Żegnam*skłoniwszy sie wyszła*
Lunarie : czyżby z zapasów ładowni waszej łajby? *oczy czarownicy zamigotały lekko*
Xanthrian : Dużo
Xanthrian : i to durzo*wyciąga 3 butle rumu pirackiego*
Lunarie : Wbrew twoim oczekiwaniom, wątpię żeby twa wyszukana ironia mogła mnie zabić *zwróciła się jadowitym tonem do elfki*
Xanthrian : Tak
Lunarie : Rum? Masz rum? *nagle zainteresowała się słowami pirata* tamten zapyziały grubas nie prowadzi handlu tym zacnym trunkiem
Lunarie : Pamiętam o umowie, Xanth *machnęła obojętnie ręką na pirata* Wiem, co mam zrobić... i rzecz ta może poczekać. Najpierw nacieszę oczy tymi wspaniałymi zyskami.. *pogładziła lekko swoją sakiewkę*
Xanthrian : no i rum *dodał*
Lil : *uśmiecha się ironicznie* Nie tobie to oceniać, Lunarie...
Lunarie : wino, wódkę. Nie ma tu zbyt ciekawego wyboru *uśmiechnęła się paskudnie* ale to i tak chyba nie dla ciebie, elfeczko
Lil : Niechętny? W takim razie czy ktoś oprócz Barnaby ma tu coś mocniejszego...?
Lunarie : Stary sknera, już poszedł *prychnęła w ślad za wychodzącym wilkołakiem*
Lunarie : Barnaba dziś niechętny klientom. *skrzywiła się lekko*
Lil : jakie trunki mogę tu kupić? *spogląda z zaciekawieniem*
Lunarie : Barnaba dziś niechętnym klientom. *skrzywiła się lekko*
Xanthrian : niech sie zastanowie*myśli*moje?*dodał*
Lunarie : witaj Crom *uśmiechnęła się lekko do wchodzącego wilkołaka* Może ty masz dziś jakiś dobry trunek przy sobie?
Xanthrian : Wiesz za co ci płace*dodał złosliwie*
Lunarie : zgadniesz może, skąd? *zaśmiała się, wpatrując w pirata i obracając w palcach złotą monetę*
Xanthrian : stara złośnica*muwi*
Lunarie : hmm... ostatnio mam trochę pieniędzy, mogę ci postawić... *uśmiechnęła się złośliwie*
Lil : *wchodzi, rozgląda się i rozsiada się wygodnie na jednym z foteli* Witajcie....
Crom : Hm...witam
Barnaba : Trzymaj Xanthrian *podaje* Oto piwo od Lunarie
Lunarie : Barnabo piwo dla Xanthrian
Barnaba : Jestem zajety! sam se nalej!
Xanthrian : siki łasicy nie Barnabo?*zaśmiał się*
Lunarie : w tym zapchlonym lokalu nie sprzedają rumu *prychnęła ponuro, wyciągając jakieś pergaminy z torby* a więc, co się tu sprowadza?
Xanthrian : hmmm to po piwie*zasmucił się*
Barnaba : Janek powiedz mu cos
Xanthrian : Barnabo rum dla 143
Barnaba : Co mowiles bo czyscilem ucho?
Xanthrian : Barnabo rum dla 143
Xanthrian : auu*uśmiecha się*
Lunarie : Xanth, idioto... chcesz mi zmiażdżyć dłoń? *boleśnie wpiła mu paznokcie w rękę i zrobiła wolne miejsce przy stoliku*
Xanthrian : ahoj Lunarie stary druhu*podchodzi i energicznie ściska ręke czarownicy*
Lunarie : *z ciemnego kąta karczmy wyłoniła się czarownica, jak zwykle z paskudnym uśmieszkiem igrającym na ustach. Rozejrzała się dokoła i wyćwiczonym ruchem dłoni zapaliła kilka świec oraz kadzideł*




i część druga... czyli "jakiś czas później" Very Happy (też od dołu)
Cytat:
Lil : Wprost umieram z nudów....
Lil : *rozsiada się wygodnie w fotelu*
Lil : Okropne...nienawidzę przemocy....Aramilu, mogę ci tak mówić prawda?, usiądźmy może....
Aramil Liadon : Z pomoc tej czarownicy Lunarie-mówi z odrazą
Aramil Liadon : Pirat Xanthrian
Lil : Kto ci to zrobił? *roni łze*
Lil : Och....Jak to?



Co za frajerzy... Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rathes Shilene
Pani Cienia



Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 1550
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/777
Skąd: ...z dawnego uśmiechu

PostWysłany: Czw 11:20, 07 Gru 2006    Temat postu:

Co gra, to idioci.. I to nawet w nic zabawnego nie da się ich wciągnąć Sad

Cytat:
Shanaya: Zaraz... ma pan czoło od słońca gorące nawet w karczmie, w której miły chłód panuje? Naprawdę z panem źle... teraz pan bredzi jeszcze. Potworne! *teatralnym gestem przyłożyła sobie dłoń do serca*
Antir: Jestem Haradrimem człowiek pustyni, wiec czoło zawsze mam gorące od słońca...ech...*westchnał*
Shanaya: Kim pan jest? A skądże ja mam wiedzieć? Czyż ja na wróżkę wyglądam? *potrząsnęła jasnymi, niedoczesanymi włosami* Och! To kolejny objaw! Halucynacje!
Antir: Nie sądze...niech pani powie kim jestem...
Shanaya: Tak? Widzi pan, to moje podejrzenia potwierdza. Pan od dawna na coś choruje!
Antir: A czoło zawsze było gorące...
Shanaya: I znów ten głos... Może to jednak coś poważniejszego? Niedługo będzie pan jak roślinka, widzę to w kolorze nieba *złośliwy uśmiech znów na moment pojawił sie na jej ustach, gdy odwróciwszy się od rozmówcy na swoje poprzednie miejsce wróciła*
Antir: Może i coś tam mówiła, ale musze się przystosowac do klimatu tutejszego*mruknął znudzonym głosem*
Shanaya: *z troską wymalowaną na twarzy przyłożyła mu dłoń do czoła* Oho! Pan ma chyba gorączkę. A nie mówiła panu mamusia, że trzeba się ciepło ubierąć? To z pewnoscią początki grypy
Antir: Być może...
Shanaya: Jak powiedziałam to na początku, zaprzeczył pan.. biedactwo.. problemy z pamięcią? *westchnęła, prawie szczerze*
Antir: Dobrze będzie jak ztąd wyjade, na razie widze same minusy przyjazdu tutaj...
Shanaya: Ale z pana pesymista... *zeskoczyła ze stołu, podeszła do mężczyzny i poklepała go po plecach* Naprawdę, będzie dobrze, moze mi pan wierzyć!
Antir: Byc może...choc wątpię...
Shanaya: A widzi pan, może jednak znajdziemy porozumienie, coś nas łączy *wyszczerzyła się, w duchu zastanawiając, co ją jakiś niewydarzony brat obchodzi*
Antir: To tak samo jak mój brat sama dobroć*ostatnio słowa powiedział z ironią*
Shanaya: Ja się o wszystkich matwię. Wie pan, wrodzona dobroć, altruizm *zamrugała oczami niewinnie, coby tym słowa swe poprzeć*
Antir: A co tak pani o mnie się martwi*zapytał znów pustym głosem*
Shanaya: Ach,kolejny wspaniały towarzysz rozmowy wychodzi *powiedziała z mocno przesadzonym smutkiem* Jakże ja to zniosę?
Heyan: *powstał i ruszył ku drzwia wychodząc na ulice*Khazadrad*rzekł na dowidzenia i wyszedł*
Shanaya: Nie chciałabym jedynie, by się pan tu męczył *powiedziała, uśmiechajac sie słodko*
Antir: Czy pasuje czy nie to sam ocenie...a znudzenie ma wiele przeciez powodów.
Shanaya: *wyciagnęła przed siebie nogi w zabłoconych buciorach, wyzierające spod lekko naddartej, zielonej sukienki, licznymi rzemykami powiązanej i spojrzała na nie, jakby oceniajac stan*
Shanaya: Ale pan tu wyraźnie nie pasuje. Toż to znudzenie na pańskiej twarzy mówi o tym wyraźnie
Heyan: *nabija swa bogato zdobioną fajke zielem i zaczyna palic*
Antir: *skina na przywitanie strażniczki*Bo taka ważna istota gdzies musi wypocząc*powiedział pustym głosem*
Shanaya: *kwestią wpojonych jej niegdyś, choć z marnym skutkiem, zasad dobrego wychowania, skinęła nowoprzybyłej głową*
Shanaya: *spojrzała na osobnika wyraźnie znudzonego, wykrzywiła usta w uśmiechu sztucznym* Panie, co ktoś tak znakomity w takiej dziurze jak ta karczma robi?
Heyan: Vemu ai-menu*rzekł do przybyłej*
Diara: *staneła w drzwiach karczmy, oparła się o futrynę, rozejrzała p pomieszczeniu* Witam
Antir: Oktrio*powiedział znudzonym głosem*
Shanaya: *stanęła w drzwiach, z wrednym uśmiechem na ustach i złośliwymi błyskami w zielonych oczach. Powiodła spojrzeniem po obecnych* Witam szanowne towarzystwo *powiedziała gładko, bezceremonialnie siadając na skraju pobliskiego stolika
*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Osada Fantasy... Strona Główna -> Ruiny Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1